Czy „maski” pomagają w terapii?

Czy „maski” pomagają w terapii?

Relacja terapeutyczna odzwierciedla relację rodzic – dziecko. Jeśli pacjent choć z jednym rodzicem miał dość dobry kontakt to ma w sobie zasób w postaci jakiegoś zakresu otwartości, zaufania, swobody i poczucia bezpieczeństwa. Ktoś taki ma zasoby które pomogą mu nawiązać więź z terapeutą. Inaczej ma się sprawa z kimś pokaleczonym w przeszłości przez najbliższe osoby. Nie ma w sobie pozytywnych doświadczeń dlatego najprawdopodobniej będzie reagował obronnie. Tutaj warto zapoznać się z teorią przywiązania na ktorej opiera się to zjawisko. Pierwsze co przychodzi na myśl, że będzie w dystansie, niedostępny. Oczywiście i tak się zdarza. Nie jest to jednak regułą. Dobrze ukrytą negatywną postawę do terapeuty/terapii reprezentuje tzw. „idealny pacjent”. Ktoś w tej roli będzie zaangażowany w proces. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że terapia idzie super. Pacjent jest wnikliwy, dociekliwy. Dąży do kontaktów z terapeutą. Wydaje się być zadowolony z nich (np. chwali każde słowo terapeuty mówiąc „zawsze masz rację” itp). W jego funkcjonowaniu można dostrzec zmiany. Wydawałoby się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Jednak jest coś, co może niepokoić i wskazywać, że przybrał maskę i gra „idealnego pacjenta” bo w relacji pierwotnej z rodzicem nie mógł pokazać prawdziwej twarzy gdyż rodzic sobie z tym nie radził i ganił go za to. Wszystko idzie zbyt prosto i gładko. Brakuje oporu. Dla każdego zmiana najdrobniejszego zachowania sprawia trudności – wyobraźmy sobie, że my każdego dnia mamy wprowadzać tylko jedną i tę samą zmianę – np: iść na półgodzinny spacer bez względu na pogodę i okoliczności lub przestać jeść słodycze. Byłoby to problemem, prawda? A przecież osoby w terapii muszą całkowicie zmienić tryb życia. Dzieje się tak od momentu gdy się obudzą, aż do momentu gdy idą spać. Wcześniej sięgali od razu po narkotyk który pomagał im udźwignąć życie a jeśli go nie było szybko biegli na miasto go szukać. Teraz zmienili całkowicie swoje życie. Jeśli zatem u osoby w terapii nie pojawia się frustracja, nie mówi o niej otwarcie, to można podejrzewać, że prowadzi podwójne życie. Jedno dla terapeuty, jak kiedyś dla rodziców/bliskich drugie dla pacjentów ( łamanie norm i zasad). Po co więc ta gra? Po co, ktoś rozpoczyna terapię i robi wszystko aby jej nie odbyć? 

Czy jest szansa aby coś zmienić? Niestety nikt nie może wymusić motywacji do leczenia u innej osoby. Nacisk czasami sprawia odwrotny skutek – zdejmuje ciężar odpowiedzialności za swoje życie poprzez co uzależniony jeszcze bardziej idzie  w nieodpowiednim kierunku. Czasami to nawet nie kwestia motywacji a nieumiejetności by postąpić inaczej. To co można zrobić, to ponazywać co się dzieje i poczekać co zdecyduje sam zainteresowany. Bywa, że gdy jego gra zostaje odkryta ktoś taki przerywa proces terapii – nie może znieść zdemaskowania, nie rozumie co się do niego mówi, nie chce tego zobaczyć, to trudne by tak głębokie mechanizmy sobie ponazywać. To nie było w jego planie. Do tej pory zwykle mu się udawało manipulować innymi więc jest też zaskoczony i zawstydzony. Głupio mu i swoje negatywne uczucia przerzuca często na terapeutę w nim umiejscawiając trudność. Szuka powodu zewnętrznego do zerwania relacji. Nie chce tego unieść na własnych barkach. Warto tu wspomnieć o dwóch spojrzeniach na leczenie. Dla rodziny ktoś kto rozpoczyna roczną terapię w ośrodku oczywistym jest, że da z siebie wszystko aby wyjść z nałogu (tak im obiecywał). Bywa, że zupełnie inaczej widzi to osoba uzależniona. Ma np: w głowie plan pobycia w leczeniu z 3/6 miesięcy, udobrucha bliskich i planuje powrót do domu. Coś tam wymyśli, jakoś ich przekona aby znów go przyjęli do siebie. Jest to po prostu wybieg aby nic w jego życiu się nie zmieniło. Nie ma ochoty na zmiany, albo nie potrafi inaczej. Jeszcze w nim nie dojrzała potrzeba trzeźwienia. Motywacja jest zewnętrzna. Nie uwewnętrzniona. Wszędzie gra. Oczywiście zdarza się, że podczas terapii mimo braku początkowej motywacji wewnętrznej następuje przewartościowanie i pojawia się motywacja wewnętrzna. Warto też wspomnieć, że zakres gry pacjenta bywa różny. Czasem przybieranie maski „idealnego pacjenta” wynika to z lęku prze poruszeniem trudnych obszarów, nieumiejętności pokazania negatywnych emocji bo w swoim doświadczeniu relacji ma tylko takie doświadczenia, że zawsze zostaje odrzucony. Różnicą jest właśnie rodzaj motywacji. Pacjent który ma ją uwewnętrznioną będzie dążył do zmian. Nawet jeśli pojawią się trudne tematy czy emocje będzie powolutku w swoim tempie próbował w relacji z terapeutą je wyrażać. Ta relacja będzie ewoluować i się pogłębiać. Dając osobie uzależnionej możliwość nowych doświadczeń niezwykle ważnych. Z nowym doświadczeniem, że można pokazać złość, radość – swoją prawdziwą twarz i zostać zrozumianym, zaakceptowanym będzie spokojniej i z większym poczuciem bezpieczeństwa nawiązywać inne relacje.



Barbara Kowalkowska
Pedagog
Praktyk NLP
W trakcie certyfikacji Terapeuty Uzależnień


Kinga Kamińska
509146961
psycholog,
psychoterapeuta systemowy,
terapeuta uzależnień.
ul.Chopina 11/7U
07-200 Wyszków

http://feniks-gabinet-psychologiczny.blogspot.com/

http://kinja1976.wix.com/psycholog

uzaleznieniau@gmail.com

http://uzaleznieniau.blogspot.com/

Komentarze

  1. Tacy już jesteśmy, że chcemy się zmienić i nie chcemy jednocześnie. Ta chęć zmiany nawet niekoniecznie musi być maską. Po prostu druga twarz jest w cieniu, za kulisami. Może warto z nią rozmawiać przez kurtynę? Może zechce wyjść na scenę i rozpocznie się dialog?

    P.S. Ciekaw jestem zdania Autorek n.t. wyleczenia polegającego na kontrolowanym używaniu substancji. Może kiedyś pojawi się taki post?

    Z pozdrowieniami, KF

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz