Ostatnio znowu dłuższa przerwa, aura
nam nie sprzyja więc różnego rodzaju przypadłości i choroby
niweczą plany prowadzenia bloga regularnie.
Obserwuję pewne zjawisko w procesie
terapii czy to stacjonarnej u osób długo już będących w terapii
czy u osób w terapii ambulatoryjnej które mają przekonanie że na
dobre pokonali swoje uzależnienie a problemy z tym związane są
tylko wspomnieniem. Wszystko jest dobrze do momentu gdy w życiu
super się układa, jest praca, zdrowie, naokoło same przyjazne
twarze i słońce uśmiecha się przez okno. Wtedy osoby takie czują
niepohamowaną moc, czują się silni, niezwyciężeni i ok, to
buduje ich poczucie wartości oraz to że warto żyć w sposób
trzeźwy, dzień cieszy, życie jest przyjemnością i przygodą.
Wszystko jest piękne. Gorzej jak w taki sposób dotrwają do końca
terapii i nie mają okazji przećwiczyć tych trudnych chwil które
w życiu prędzej czy później następują.
Rodzi się w nich przekonanie że są
impregnowani na pokusy, nic i nikt nie zagraża ich trzeźwości a
wszelkie trudne sytuacje to pestka. Prędzej czy później życie
funduje ekstremalnie trudne sytuacje bo po prostu takie jest i mimo
że na terapii teoretycznie taka osoba usłyszała że tak może się
wydarzyć to coś co nie jest naszym doświadczeniem a tylko suchą
nauką słabo się uwewnętrznia. Przy pierwszym rozczarowaniu w
bliskiej relacji, przy problemach w pracy, braku pieniędzy,
mieszkania, chorobie rodzi się potężna frustracja a mózg odpala
stary program który wcześniej przynosił ulgę w takich
sytuacjach. Osoba taka zaczyna czuć złość, frustrację, czuje
się samotna, oszukana i pierwszy pomysł by szybko znaleźć
ukojenie jest najbardziej prawdopodobny bo wielokrotnie przećwiczony
w życiu realnym. Procentowo te pozytywne doświadczenia choćby
trwały i rok to zaledwie nikły procent całych doświadczeń
życiowych osoby uzależnionej. ścieżki neuronalne dotyczące
uzależnienia natychmiast się aktywują, są powiązane z wieloma
codziennymi czynnościami życiowymi i tworzą potężny schemat
który by dezaktywować tak naprawdę potrzeba dużo, nowych,
alternatywnych i pozytywnych doświadczeń. Dlatego paradoksalnie
bardzo cieszą mnie naturalne kryzysy które dotykają pacjenta
który już jakiś czas w terapii jest i czuje się zbyt pewnie,
dobrze opracowane, zrozumiane, przeżyte w obstawie terapeutycznej i
wsparciu na każdym obszarze dają potężną szczepionkę przeciw
temu że taka sytuacja zniweczy trud terapii. Mimo że wywołują
głody, mimo że to trudny czas jednak bardzo korzystny dla
pacjenta.
Daje to też dodatkowe plusy, poczucie
siły, sprawczości, poczucie że jestem w stanie poradzić sobie z
tak trudną sytuacją, nie jestem bezbronny i bezwolny.
Uczą też że wsparcie które dostaje
się od innych jest dużo bardziej konstruktywne niż te uzyskane od
substancji. Daje poczucie wspólnoty, bliskości, odwagę by prosić
o nie w innych , podobnych sytuacjach. Po prostu umacnia na tyle że
kolejne niepowodzenie może być łatwiejsze do przejścia, uczy też
jak udzielać wsparcia innym współleczącym się kolegom. Po kilku
latach konstruktywnego rozwiązywania problemów już nie jest tak
oczywiste że pierwszą myślą na rozwiązanie problemu będzie
używka i destrukcja. Równie dostępne będzie konstruktywne
rozwiązanie. Warto więc nie osiadać na laurach, mieć sporo
pokory do siły uzależnienia bo ono jest fizycznie wyryte w mózgu
i potrzeba czasu by wyryć w nim coś nowego. Dużo więcej czasu
jeszcze potrzeba by to się umocniło i utrwaliło i było drugą
naturą.
Kinga Kamińska i Barbara Kowalkowska
509146961 psycholog,
psychoterapeuta systemowy,
terapeuta uzależnień.
ul.Chopina 11/7U
07-200 Wyszków
http://feniks-gabinet-psychologiczny.blogspot.com/
http://kinja1976.wix.com/psycholog
uzaleznieniau@gmail.com
http://uzaleznieniau.blogspot.com/
Fajny artykuł, bardzo się cieszę, że blog o takiej tematyce powstał, bo właśnie takich, pisanych przez specjalistów brakuje. Będę śledzić, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy za miłą opinię:) Zapraszamy
OdpowiedzUsuń