Ważnym moim zdaniem momentem w terapii jest chwila
gdy wychodzą na wierzch kłamstwa. W tym momencie pacjent musi
zdecydować do dalej, w którą stronę chce iść. Czy będzie
starał się dalej żyć w zakłamaniu, będzie starał się jeszcze
lepiej ukryć swoje machlojki, czy też doceni spokój i satysfakcję
płynącą ze zwykłej uczciwości. Może głębiej wyjaśnię o co
chodzi. Przez lata uzależnienia wyrobiło się wiele mechanizmów
obronnych mających na celu ochronę i ukrycie problemu. Z czasem
(każdy lubi myśleć o sobie dobrze i trudno unieść tak duże
poczucie winy) zrodziło się w wielu przekonanie, że... jest się
uczciwym, to inni mają problem, lub usankcjonowało się cynizm jako
wygraną (inni to frajerzy, nie warto się z nimi liczyć). Osoby
uzależnione to mistrze manipulacji i otoczenie często nie widzi ich
kłamstw. Sprawa ma się inaczej z terapeutą który umie
rozszyfrować tę grę lub wśród innych uzależnionych (oni widzą
doskonale manipulacje swoich kolegów). Często zdarza się, że
rozpoczynający terapię deklarują chęć wyjścia z nałogu i od
początku są nieuczciwi. Wchodzą w tzw. „układy” z innymi i
żyją podwójnym życiem. Co odzwierciedla ich dotychczasowe
funkcjonowanie – z terapeutą grają kogoś kto się zmienia –
tak jak dotychczas zachowywali się z rodziną „to ostatni raz/już
z tym skończyłem”, a z innymi pacjentami odgrywają życie
uliczne (naginanie zasad dla własnej wygody, gdy się uda zażycie
jakiejś substancji która choć trochę da „kopa” - np.
Bardzo mocnej kawy/herbaty/energetyków jak się uda substancji psychoaktywnych). Po jakimś czasie to wychodzi na światło dzienne i w tym momencie weryfikuje się to czy ktoś chce wyjść z nałogu. Jako terapeuta nie jestem zdziwiona, że tak do tej pory pacjent funkcjonował. Jestem bardzo ciekawa co zrobi dalej. Czy po rozmowie o przyczynach podwójnego życia, co to daje i co się traci uzależniony podejmie trud walki o swoją trzeźwość. Pierwszym sygnałem chęci zmiany jest otwartość do analizy własnych zachowań, umiejętność do obiektywnej oceny sytuacji. Wtedy można na spokojnie porozmawiać o problemach wynikających z uzależnienia. Zacząć żyć trzeźwo to nie tylko zaprzestać zażywania substancji psychoaktywnych. To gruntowne przebudowanie całego swojego systemu aż do wartości jakimi się kieruje. Mam na myśli świadome przyjrzenie się temu co mną kieruje. Bardzo często to dzieli się na dwa etapy. Najpierw docieramy do wartości które uzależniony uważa za najważniejsze wyznaczniki swego życia. Następnie przyglądamy się czy rzeczywiście ich realizację widać w jego życiu. Zwykle nie jesteśmy do końca świadomi tego czym się kierujemy, np. Uzależniony deklaruje, że najważniejsze są dla niego dzieci. Po przyjrzeniu się jego życiu okazuje się, że niestety nie było tak – bo zanim zadbał o dzieci wcześniej musiał wypić czy coś zażyć. W poszukiwaniu tych substancji opuszczał/a dzieci a potem często po zażyciu już nie był/a zainteresowany/a swoimi pociechami lub opiekował/a się nimi pod wpływem – czyli co było najważniejsze? I tak oglądamy wymienione wartości i nakreślamy te które nie były świadome. Jest to trudna prawda do uniesienia. Jeśli ktoś to uniesie i przyjrzy się tak otwarcie temu co robił i czym żył możemy przejść do drugiego etapu – określenia tego czym od dziś chce żyć, czym się kierować. To jest świadomy wybór i decyzja. Kolejnym krokiem to zastanowienie się jak to wprowadzić w życie i po prostu to zrobić. Nie jest to proces natychmiastowy. Nie oznacza to, że już nigdy pacjent nie okłamie, czy nie będzie prowadził choć trochę drugiego życia (któż z nas nie upada?) – po prostu od tego momentu zaczyna się proces zmiany w którym musi być ciągle uaktywniana motywacja i zaangażowanie aby zmiana jakościowa życia miała miejsce. Obserwowałam, że jeśli wystarczająco długo ktoś wytrwał w zmianie w jego życiu gościło coraz więcej spokoju i satysfakcji. Miał czyste sumienie. Mógł/a spokojnie rozmawiać z ludźmi bez kluczenia i lęku, że coś się wyda. Budowane relacje były mocniejsze i trwalsze oraz bardziej satysfakcjonujące. Odradzało się zaufanie do siebie i innych. Wracała radość życia i nadzieja na to, że życie może być przyjemne i fajne bez „polepszaczy”. Zwykłe godne życie zaczęło dawać satysfakcję.
Bardzo mocnej kawy/herbaty/energetyków jak się uda substancji psychoaktywnych). Po jakimś czasie to wychodzi na światło dzienne i w tym momencie weryfikuje się to czy ktoś chce wyjść z nałogu. Jako terapeuta nie jestem zdziwiona, że tak do tej pory pacjent funkcjonował. Jestem bardzo ciekawa co zrobi dalej. Czy po rozmowie o przyczynach podwójnego życia, co to daje i co się traci uzależniony podejmie trud walki o swoją trzeźwość. Pierwszym sygnałem chęci zmiany jest otwartość do analizy własnych zachowań, umiejętność do obiektywnej oceny sytuacji. Wtedy można na spokojnie porozmawiać o problemach wynikających z uzależnienia. Zacząć żyć trzeźwo to nie tylko zaprzestać zażywania substancji psychoaktywnych. To gruntowne przebudowanie całego swojego systemu aż do wartości jakimi się kieruje. Mam na myśli świadome przyjrzenie się temu co mną kieruje. Bardzo często to dzieli się na dwa etapy. Najpierw docieramy do wartości które uzależniony uważa za najważniejsze wyznaczniki swego życia. Następnie przyglądamy się czy rzeczywiście ich realizację widać w jego życiu. Zwykle nie jesteśmy do końca świadomi tego czym się kierujemy, np. Uzależniony deklaruje, że najważniejsze są dla niego dzieci. Po przyjrzeniu się jego życiu okazuje się, że niestety nie było tak – bo zanim zadbał o dzieci wcześniej musiał wypić czy coś zażyć. W poszukiwaniu tych substancji opuszczał/a dzieci a potem często po zażyciu już nie był/a zainteresowany/a swoimi pociechami lub opiekował/a się nimi pod wpływem – czyli co było najważniejsze? I tak oglądamy wymienione wartości i nakreślamy te które nie były świadome. Jest to trudna prawda do uniesienia. Jeśli ktoś to uniesie i przyjrzy się tak otwarcie temu co robił i czym żył możemy przejść do drugiego etapu – określenia tego czym od dziś chce żyć, czym się kierować. To jest świadomy wybór i decyzja. Kolejnym krokiem to zastanowienie się jak to wprowadzić w życie i po prostu to zrobić. Nie jest to proces natychmiastowy. Nie oznacza to, że już nigdy pacjent nie okłamie, czy nie będzie prowadził choć trochę drugiego życia (któż z nas nie upada?) – po prostu od tego momentu zaczyna się proces zmiany w którym musi być ciągle uaktywniana motywacja i zaangażowanie aby zmiana jakościowa życia miała miejsce. Obserwowałam, że jeśli wystarczająco długo ktoś wytrwał w zmianie w jego życiu gościło coraz więcej spokoju i satysfakcji. Miał czyste sumienie. Mógł/a spokojnie rozmawiać z ludźmi bez kluczenia i lęku, że coś się wyda. Budowane relacje były mocniejsze i trwalsze oraz bardziej satysfakcjonujące. Odradzało się zaufanie do siebie i innych. Wracała radość życia i nadzieja na to, że życie może być przyjemne i fajne bez „polepszaczy”. Zwykłe godne życie zaczęło dawać satysfakcję.
Barbara Kowalkowska, Kinga Kamińska
509146961
psycholog,
psychoterapeuta systemowy,
terapeuta uzależnień.
ul.Chopina 11/7U
07-200 Wyszków
http://feniks-gabinet-psychologiczny.blogspot.com/
http://kinja1976.wix.com/psycholog
uzaleznieniau@gmail.com
http://uzaleznieniau.blogspot.com/
https://www.facebook.com/UzaleznieniaU/?ref=bookmarks
Wow, świetnie napisane, sama prawda, zwłaszcza o tych kłamstwach :D żeby to wszystko jeszcze było takie proste...
OdpowiedzUsuńNie jest zawsze proste, warto jednak nazywać rzeczy po imieniu:) Cieszymy się ze się podoba;)
OdpowiedzUsuń