Uwikłanie


Wcześniej mówiłyśmy o potrzebie kontynuowania terapii po skończonej terapii uzależnień. Postaram się wyjaśnić z jakich powodów uważam to za ważne i potrzebne. Jak już wcześniej wspominałyśmy aby trzeźwo żyć nie wystarczy przestać zażywać substancji psychoaktywnych. Jest to proces dużo bardziej wymagający i przebudowujący wiele obszarów. Im więcej uda się przebudować tym lepiej – mocniejszy i stabilniejszy będzie fundament trzeźwości. Nikt z nas nie zdecydowałby się budować domu na niewybuchu bomby z II wojny, prawda? Użyłam tego porównania bo często spotykam głębokie traumy u osób uzależnionych z „dawien dawna”. W początkowej fazie terapii nie można po nie sięgać ponieważ pacjent by sobie z nimi nie poradził. Najpierw trzeba się zająć sprawami bieżącymi. Czyli przejść przez bardzo trudny okres oczyszczania się organizmu z narkotyku albo alkoholu i wygrać z bardzo silnym pragnieniem aby wrócić do nałogu. Następnie powoli zacząć pracować nad mechanizmami uzależnień. Z upływem czasu pacjent pracujący na swoją trzeźwość staje się stabilniejszy, bardziej otwarty i silniejszy. Jest ciekawy skąd się wzięło jego uzależnienie. Coraz bardziej jest gotowy aby odkryć czynniki składające się na nie. Być może oczywistym dla osoby z boku jest to, że raczej nie jest to tylko jedno traumatyczne zdarzenie w przeszłości. Może się wydawać dziwnym, że sam zainteresowany jakby nie widział czy nie chciał zobaczyć wszystkich powodów. Odkrywanie ich to bardzo delikatny i raczej długi proces – składający się z sięgania głębiej i głębiej. Potrzeba czasu i wytrwałości oraz dużo otwartości na własne uczucia, które mogą zaskakiwać. Wiele osób uzależnionych nie jest świadoma tego ile w nich złości, żalu czy też smutku. Co więcej nie mają w sobie umiejętności ich przeżywania. Pracuje się więc najpierw nad wyrobieniem umiejętności pozwolenia sobie na czucie różnych uczuć, akceptację ich oraz „oswajanie”. Zwykle osoby uzależnione mylnie spostrzegają świadomość samego siebie. Zazwyczaj oczekują, że będą mieli w sobie tylko te pozytywne uczucia, gdy pojawiają się negatywne to myślą, że z nimi coś jest „nie tak”. To zupełnie błędne postrzeganie. Oswajanie emocji to trochę jak płynięcie łódką na oceanie – przecież nie możemy rozkazywać falom i wiatrom z jaką siłą mają wiać. Można natomiast poznać i nauczyć się żeglować i można przy trzymaniu się zasad utrzymać się na powierzchni nawet przy największych sztormach. Warto wspomnieć, że zwykle najtrudniej otworzyć się na własne uczucia negatywne do swoich bliskich. Mamy bardzo mocno wpojone, że rodziców trzeba szanować. Bywa, że nikt nie uczy, że można do jednej osoby czuć miłość a czasem też nienawiść i to nie jest właśnie nieprawidłowe. Tak to jest w relacjach, że mamy po prostu całą gamę uczuć - sęk tkwi w tym aby umieć je konstruktywnie wyrazić czy ukierunkować. Pierwszymi nauczycielami i odbiorcami są rodzice. Wielkie szczęście mają Ci którzy mogli wyrażać wszystkie swoje uczucia do nich. Gdy rodzice rozumieli, że np. 2 czy 3 latek nie umie jeszcze konstruktywnie ich wyrażać i mieli do niego cierpliwość, zrozumienie. 


Uczyli go/ją, że wszystkie uczucia są dobre i potrzebne nawet te które mogą być postrzegane jako negatywne (np. Złość – gdy inne dziecko zabiera jej/jego zabawki – jak najbardziej uzasadnione i potrzebne jako sygnał do wyznaczania i bronienia swoich granic). A co jeśli rodzice sami byli odcięci od swoich emocji? Lub mieli kontakt tylko z niektórymi? (np. Głównie złością lub udawanym zadowoleniem). Niestety w takich przypadkach uczyli się blokowania uczuć u dzieci. Nie można nauczyć kogoś czego samemu się nie umie. Wtedy zazwyczaj rodzice blokowali wyrażanie uczuć („nie płacz”, „ natychmiast się uspokój” itp.), obrażali się na dziecko i odrzucali je gdy zachowywało się nie po ich myśli (np. Wyprowadzając je do innego pokoju). Sprawa ma się jeszcze gorzej jeśli sami byli uzależnieni lub stosowali przemoc fizyczna lub psychiczną ( nie radząc sobie ze sobą) mamy zablokowanego dorosłego (często również osobę uzależnioną). Co z tego wszystkiego wynika? Wiele barier aby otworzyć się na siebie. Dużo lęku nieuświadomionego, że jeśli się okaże swoje uczucia, to zostanie się odrzuconym, źle potraktowanym lub zganionym. Nawiązując do tytułu jest się „uwikłanym” w nieuświadomione procesy. Potrzeba czasu i pracy terapeutycznej aby to zobaczyć, zrozumieć, odszyfrować. W dalszej terapii dochodzi się też do uczuć związanych z rodzicami i jest ich bardzo dużo. Rodzice dali nam życie i po przez to będą zawsze wyjątkowi. Byli naszymi pierwszymi nauczycielami. To oni poprzez to jak na nas reagowali stworzyli w nas obraz samego siebie. Każda osoba uzależniona ma swoją historię. Nie można włożyć procesu zdrowienia w jakieś ramy. Niemniej każdy ma w przeszłości coś czego sam  nie chce zobaczyć i nazwać. Są tam obszary które bolą i rodzi się dużo złości i są też pozytywne budzące wdzięczność (czego czasem też się nie chce dostrzegać i czuć). Potrzeba czasu aby to wszystko zasymilować. Pozwolić sobie na przeżycie wszystkich tych uczuć. To trochę tak jakbyśmy rozbrajali bombę – ostrożnie, spokojnie. Zbyt szybkie przechodzenie od emocji do emocji może spowodować eksplozję. Osoba uzależniona może mieć trudność w utrzymaniu trzeźwości lub w konstruktywnym wyrażaniu tego co czuje. Po zakończeniu tego trudnego procesu pojawia się uczucie wewnętrznego spokoju i wolności. Nawet jeśli wracają uczucia smutku czy żalu to nie zburzą i nie zachwieją nowym trzeźwym życiem. Nie będą psuć nowych relacji a przeciwnie można dzięki zrozumieniu tego co tak bardzo zabolało zbudować coś innego, satysfakcjonującego i dać swoim bliskim zupełnie inną jakość w relacji. Można wyjść z „uwikłania” lojalnościowego związku z przeszłością i zacząć stanowić „nowe dziś”.

Barbara Kowalkowska, Kinga Kamińska

509146961
psycholog,
psychoterapeuta systemowy,
terapeuta uzależnień.
ul.Chopina 11/7U
07-200 Wyszków

http://feniks-gabinet-psychologiczny.blogspot.com/

http://kinja1976.wix.com/psycholog

uzaleznieniau@gmail.com


http://uzaleznieniau.blogspot.com/

Komentarze

Prześlij komentarz